Hulajnoga elektryczna czy komunikacja publiczna?
Dodano: 27 lipca 2021 w kategorii: Hulajnogi elektryczne Autor:

Dziesięć lat temu Kazik śpiewał: „Plamy na słońcu, upał na ulicy…” – piosenka, choć nie najmłodsza, robi się niezwykle aktualna na fali ostatnich temperatur. Wiadomo, mamy lato, więc jest ciepło. Ale ciepło to nie to samo, co gorąco. A ostatnio słoneczko potrafiło nieźle przyprażyć. To nie powinno dziwić. Przecież już jakiś czas temu była pani minister, Elżbieta Bieńkowska jasno i klarownie wytłumaczyła wszelkie pogodowe anomalie: „Sorry, mamy taki klimat.”
Jednak nawet z jej precyzyjnym wyjaśnieniem, wysokie temperatury dają się we znaki. Eksperci zalecają, żeby przy upałach nie wychodzić z domu. No tak, ale mało kto może sobie na to pozwolić. Wyobraźmy sobie Karola, który dzwoni do szefa i mówi: „Dzisiaj za gorąco, nie przychodzę do pracy, zostaję na home office”. Po czym słyszy w słuchawce: „Panie Karolu stop! Jakie home office? Przecież pan prowadzi tramwaj!”.
No i właśnie o tramwajach chcielibyśmy dzisiaj coś napisać. O tramwajach, autobusach, trolejbusach, czyli po prostu o komunikacji miejskiej. Funkcjonuje niestrudzenie, niezależnie od temperatury i chwała jej za to. Ale przy upałach, warunki, z jakimi spotykają się pasażerowie, potrafią solidnie uprzykrzyć życie. Przyjrzymy się dzisiaj kilku różnicom między transportem za pomocą komunikacji publicznej a (jakże by inaczej) korzystaniem z hulajnóg elektrycznych.
Sauna albo wentylator
We wstępie zaczęliśmy od upałów i przy tym zagadnieniu na razie zostańmy. Kto z nas nie zna tego uczucia: Czekam na przystanku. Na zewnątrz gorąco. Podjeżdża autobus. Wsiadam… i nagle czuję się jak opiekany kartofelek. Trafmy jeszcze na godziny szczytu: duchota, parnota, ciasnota. Dziwnym trafem okna otworzyć nie można, bo zaraz znajdzie się osoba, której wieje (swoisty ewenement: niezależnie od temperatury, zawsze znajdzie się taka osoba…). Pozostaje patrzeć na szybę z napisem „pojazd klimatyzowany” i łudzić się, że zaraz poczujemy chłodny powiew. Niestety lwia część klimatyzacji w pojazdach komunikacji publicznej na napisie się kończy…
Choć hulajnogi elektryczne także nie posiadają klimatyzacji, korzystanie z nich podczas upałów bywa wybawieniem. Zamiast sauny na kółkach (bądź szynach), zyskujemy znacznie bardziej komfortowe warunki. Podczas jazdy e-hulajnogą czujemy, jak przyjemnie muska nas powietrze. Delikatny, smagający wiaterek tworzymy sami i nie potrzebujemy do tego dużych prędkości. W ten sposób możemy się nieco ochłodzić nawet w gorący dzień, a jazda na hulajnodze elektrycznej będzie działała jak wentylator (i to wentylator z regulowaną prędkością nawiewu)!
Ktoś może powiedzieć, że tak samo jest podczas jazdy rowerem – ale nie będzie miał racji. Do rozpędzenia i utrzymania prędkości hulajnogi elektrycznej nie potrzebujemy żadnego wydatku energetycznego, a to znaczy, ze nie rozgrzewamy dodatkowo swojego ciała. Stoimy, naciskamy manetkę i przemieszczamy się. Do poruszania się rowerem konieczna jest siła naszych mięśni. Dodajmy do tego upał i na mecie będziemy bardziej zgrzani niż na starcie. Panowie Majka i Kwiatkowski, po zakończonym niedawno wyścigu na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio, mogą coś na ten temat powiedzieć…
(sprawdź ten model: Dualtron Mini)
Hulajnogą będzie krócej…
Mogłoby się wydawać, że bez względu na to, czym jedziemy, odległość z punkt A do punktu B zawsze będzie taka sama. Tu jednak dość często teoria nie pokrywa się z praktyką. Może sobie przypominamy, jak chcieliśmy gdzieś dojechać, sprawdziliśmy autobus lub tramwaj i pierwsza myśl, jaka zawitała nam do głowy: „Ale on jedzie na około!” Z mapki dojazdu, którą widzimy w aplikacji jasno wynika, że chcemy przebyć odcinek trzy razy krótszy niż trasa autobusu. Przecież nie poprosimy kierowcy, żeby pojechał skrótem. W sumie możemy… ale trudno byłoby w tej sprawie liczyć na jego przychylność.
Korzystając z komunikacji miejskiej, musimy się dostosować i przejechać wszystkie przewidziane przystanki, aż dotrzemy do celu. Mając własną hulajnogę elektryczną, jedziemy, którędy chcemy! Oczywiście mając na uwadze trasy dopuszczalne przez obowiązujące przepisy. Jesteśmy w stanie tak dobrać drogę, żeby dystans do celu był jak najkrótszy.
…i szybciej!
Przy tym celu warto się jeszcze na moment zatrzymać. Bardzo rzadko zdarza się, że przystanek, na którym wysiadamy jest od razu przy docelowym punkcie naszej podróży. Równie rzadko znajduje się równo ze startem, czyli zaraz przy bloku/domu. Zazwyczaj przed podróżą komunikacją publiczną musimy dojść na przystanek, a po przejechaniu trasy, podreptać na miejsce. Poruszając się hulajnogą elektryczną, nasza podróż może się zacząć już krok od wyjścia z domu! Opuszczamy posesję, zamykamy furtkę lub drzwi klatki schodowej i ruszamy. Jadąc np. do pracy, możemy przyjechać pod same drzwi (jeśli pracujemy w miejscu, do którego wchodzi się drzwiami).
Co jeszcze powoduje, że przejazd hulajnogą elektryczną jest szybszy niż podróż komunikacją miejską? Choćby sam fakt, że na hulajnodze unikamy stania w korkach. W wielu miastach autobusy i trolejbusy mają wydzielone specjalne buspasy, dzięki którym powinny unikać korków. Ale niestety takie fragmenty jezdni nie znajdują się na całej trasie kursowania. Tramwaje w wielu sytuacjach na drodze korzystają z pierwszeństwa, ale wystarczy, żeby awarii uległ jeden, a na szynach zaczyna się tworzyć kolejka – tramwaj za tramwajem i wszystko stoi. Kto mieszka w większym mieście nie raz to widział.
Gdy jedziesz spokojnie na hulajnodze elektrycznej i obserwujesz z boku powyższe sytuacje, możesz jedynie pomyśleć, że ciebie to nie dotyczy – ty masz hulajnogę!
(sprawdź ten model: Speedway Leger)
Przyjedzie? Czy nie przyjedzie?
Inna z „fajnych” sytuacji. Stoisz na przystanku. Czekasz na twój szczęśliwy numerek, który dowiezie cię tam, gdzie planujesz jechać (albo tam, gdzie musisz się przesiąść w inny szczęśliwszy numerek). Patrzysz na rozkład: będzie za 5 minut. No ok, czekasz. Minęło 5 minut i nie ma. Czekasz dalej. Mija następne 5 minut. Nadal nic. Wciąż czekasz i wciąż nie przyjeżdża. W międzyczasie było kilka innych autobusów/tramwajów. Analizujesz, że jakbyś pojechał innym niż zwykle, a potem podszedł kawałek dłużej, byłbyś już na miejscu… a tymczasem dalej tkwisz w miejscu, wypatrując „autobusu widmo”.
Na przystanku z papierowym rozkładem jazdy nie jesteś w stanie określić jaki jest powód takiej sytuacji. Jeśli masz przed sobą nowoczesny, elektroniczny rozkład jazdy, oparty o system GPS, informacje o czasie oczekiwania będą odzwierciedlały stan rzeczywisty. Ale wciąż wiele elektronicznych rozkładów to jedynie modyfikacja sposobu wyświetlania informacji: zamiast literek na tablicy są napisy na ekranie. To tylko ładniejsze odzwierciedlenie pierwotnej wersji, nijak nie połączone z pojazdem. O 15:43 może pokazywać przyjazd za dwie minuty, o 15:44 za minutę, a o 15:46 automatycznie zniknie, mimo, że nic w tym czasie nie przyjechało. Znajoma sytuacja?
Takich zmartwień nie mają osoby, których środkiem transportu jest hulajnoga elektryczna. Nie martwią się niepasującymi godzinami kursowania komunikacji miejskiej (żaden przewoźnik nie jest w stanie tak dopasować rozkładu, żeby każdemu pasowało). Ten problem występuję często w mniejszych miejscowościach, gdzie częstotliwość przejazdów jest mocno ograniczona. Człowiek staje wtedy przed wyborem: albo pojadę wcześniejszym i będę pół godziny za wcześnie, albo późniejszym i spóźnię się dziesięć minut. Tak źle i tak nie dobrze. Rozwiązanie? Własna hulajnoga elektryczna! Wtedy sami decydujemy, o której ruszamy i co ważniejsze, z łatwością możemy przewidzieć o której dotrzemy do celu!
Matematyczna precyzja
Skoro jesteśmy przy czasie odjazdów, przeanalizujmy kolejną popularną sytuację. Dochodzisz do przystanku i widzisz jak odjeżdża twój tramwaj/autobus. Wystarczyło wyjść z domu minutę wcześniej… Teraz musisz czekać na następny. Im większe miasto, im popularniejsza godzina, tym oczekiwania krótsze. Ale nawet w większych miastach, na tych mniej uczęszczanych trasach komunikacja nie jeździ co chwilę.
Dlatego wielu pasażerów, widząc swój publiczny dyliżans zajeżdżający na przystanek, decyduje się na spontaniczny sprinterski wyczyn. Każdy z nas niezależnie od wieku, wykształcenia i zdolności matematycznych przynajmniej raz w życiu miał sytuację, w której dokonywał błyskawicznych obliczeń uwzględniających: dystans do przystanku (s), własną możliwą prędkość (V) i czas jaki autobus się zatrzyma (t). Jeśli z obliczeń wychodzi „zdążę”, ruszamy żwawo i albo wbiegamy rzutem na taśmę jak sprinter na ostatnich metrach… albo z zawodem przyjmujemy porażkę. Niektórych taka frustracja potrafi doprowadzić do agresji i dają upust emocjom: kopią uderzający pojazd lub krzyczą, co sądzą o kierowcy – nie jest to zachowania, które możemy pochwalić.
Demony potrafią się w nas obudzić również w odwrotnej sytuacji. Kiedy szybka kalkulacja przynosi wynik: „Nie zdążę, więc nawet nie biegnę”. Po czym idziemy zwykłym tempem, a autobus stoi. Zrobiliśmy następnych kilka, kilkanaście kroków – wciąż stoi na przystanku. Znacznie się do niego zbliżyliśmy, a gdy byliśmy już tuż tuż, zamknął drzwi, włączył kierunkowskaz i odjechał. Zostaliśmy na przystanku z irytującą myślą: „Jakbym podbiegł/podbiegła, to bym zdążył/zdążyła”.
To kolejny przykład, na którym jasno widzimy, jaką niezależność oferuje hulajnoga elektryczna!
(sprawdź ten model: Hero S9)
Komunikacja nie zawsze przegrywa z hulajnogą
Choć jak wiadomo, jesteśmy zapalonymi zwolennikami hulajnóg elektrycznych, nawet my przyznamy, że są sytuację, w których komunikacja publiczna wygra z hulajnogą. Np. w przypadku deszczu, burzy, gradu, czy innych warunków atmosferycznych, które nie pozwalają na korzystanie z e-hulajnogi. Wtedy nawet w ścisku i tłoku doceniamy, że nie pada nam na głowę (zakładając, że dach nie przecieka). Oczywiście technicznie możliwe jest rozpoczęcie drogi e-hulajnogą, a dokończenie komunikacją. Jednak tutaj należy wcześniej zapoznać się z regulaminem przewoźnika. Niektóre miasta w Polsce nie pozwalają na przewożenie hulajnóg elektrycznych w komunikacji publicznej. Nie wchodząc w szczegółową analizę powodów, możemy znów przywołać Kazika: „Co się porobiło z tą krainą złą…”
Jest też inna (niezwiązana z pogodą) sytuacja, w której lepiej skorzystać z transportu miejskiego, niż z hulajnogi elektrycznej. Dotyczy osób pełnoletnich. Jeśli wracamy z „wesołego spotkania” w gronie znajomych i wiemy, że w tym stanie nie usiedlibyśmy za kierownicą samochodu, nie powinniśmy także wchodzić na hulajnogę. Niestety wiele osób stosuje logikę typu: nie jadę autem po alkoholu, bo jak mnie złapią, stracę prawo jazdy; ale jak mnie złapią na hulajnodze to najwyżej dostanę mandat… Nie jest to zbyt odpowiedzialne zachowanie i zdecydowanie odradzamy takie postępowanie.
Czas na zmianę? Czas na hulajnogę!
Jak widzicie, nawet my znaleźliśmy sytuacje, w których polecamy komunikację publiczną. Ale jednak większość przykładów pokazuje, że w porównaniu do niej, hulajnogi elektryczne wypadają korzystniej. Dają swobodę decyzyjną i uniezależniają od sztywno narzuconych czasów odjazdów i tras przejazdów. Jeśli wolicie decydować sami o sobie, cenicie niezależność i często jeździcie autobusem lub tramwajem (oraz nie jesteście kierowcą, ani motorniczym), może warto pomyśleć o zmianie sposobu przemieszczania?
Hulajnogi elektryczne z dystrybucji E-RIDE znajdziecie w salonie Zwinne Miasto (Poznań, ul. Św. Michała 43) oraz tutaj. Nasz bogaty wybór marek (m.in. Dualtron, Nami, Kaabo, Hero, Speedway, Ultron) sprawi, że każdy znajdzie odpowiednią hulajnogę dla siebie!
PS. O liniach nocnych nawet nie pisaliśmy, bo doświadczenie pokazuje, że im można byłoby poświęcić odrębny tekst, pełny anegdot. Dodamy tylko, że hulajnoga elektryczna wydaje nam się bezpieczniejszą alternatywą.
Jacek Pilip